Biecz
Czego uczyła słynna szkoła katów

Znajdująca się w małopolskim miasteczku Biecz Baszta Katowska w dawnych czasach była budynkiem słynnej w całej Polsce szkoły katów. Mistrzowie z Biecza byli często wypożyczani przez inne miasta, których nie było stać na zatrudnienia na stałe oprawcy. Z racji wielkiego nasilenia ruchu zbójnickiego kaci z Biecza mieli pełne ręce roboty…

Kat był człowiekiem, który zawodowo zajmował się wykonywaniem wyroków na skazańcach. A były to chłosty, okaleczenia a nawet kara śmierci. Także kat torturował złoczyńców, zajmował się „badaniem” świadka, zadawał cierpienia w celu wymuszenia obciążających skazańców zeznań. Kat prowadził tez zwyczajowo dom publiczny, pracował w charakterze hycla, czyścił fosy otaczające grody. Zawód kata był w średniowieczu zawodem popłatnym. Jednak zarówno kat jak i jego rodzina byli dotknięci infamią. Ludzie bali się kata, unikali kontaktów i rozmowy z nim. Kat ubrany był zazwyczaj w jaskrawy strój, (miał uniform w kolorze raka), kaptur koloru czarnego lub czerwonego.

Wykształcenie to podstawa

Aby zostać katem, trzeba było dysponować wielką wiedzą. Kat musiał umieć czytać i pisać, doskonale znać anatomię człowieka. Musiał wiedzieć, jak dostosowywać dawkę cierpienia dla podsądnego; tortury musiały być bolesne, jednak nie na tyle, by uśmiercić badanego albo spowodować jego trwałe kalectwo. Natomiast tortury podczas egzekucji nie mogły spowodować przedwczesnej śmierci. Wyroki w dawnej Polsce, zwłaszcza dokonywane na zbójnikach, pełniły rolę spektakli, mających odstraszyć potencjalnych kandydatów na ich następców. Wiadomo na przykład, że podczas egzekucji na zbójnikach w Żywcu gromadziło się nawet do 2 tys. osób, a przez wiele miesięcy wydarzenie było szeroko komentowane.

Ręce pełne roboty

Kat w czasach największego nasilenia zbójnictwa góralskiego czyli od XVI do XVIII wieku na pewno się nie nudził. Przypuszczalnie w całych Karpatach w tym czasie zapadło kilkanaście tysięcy wyroków śmierci na zbójnikach. Kaci z Biecza niejednego zbójnika torturowali i zgładzili. Szkolili uczniów, bo instytucja kata cieszyła się niesłabnącą popularnością. Ciekawe, że czasami przestępcy darowano życie w zamian za to, by został katem. Czy któryś ze zbójników wysyłał na śmierć dawnych swoich kompanów? Nie wiadomo. Na kata mówiono różnie. Nazywano go mistrzem, mistrzem sprawiedliwości, magister justitiae, magister tortor, mistrz małodobry, mistrz miejski. Wśród zbójników kat zwany był skruchem, ponieważ potrafił wymusić skruchę nawet na najbardziej zatwardziałych zbójnikach. Miał do pomocy ludzi zwanych kacikami, katowczykami, szelmami, oprawcami lub pachołkami katowskimi.

Druga twarz oprawcy

Warto wiedzieć, że częstokroć dom kata był siedliskiem wszelakiego rodzaju bandytów, wagabundów, złodziei, zbójników i prostytutek. Bywał swego rodzaju azylem dla ludzi wykluczonych ze społeczności, ludzi luźnych, zajmujących się ciemnymi interesami. Mieszkali u niego, pili wódkę, zamawiali nałożnice, handlowali trefnym towarem. Przypuszczalnie bywało i tak, że któryś ze współbiesiadników balujących w domu kata, następnego dnia stracił życie od katowskiego miecza. Ale zdarzało się, że władze miasta sądziły kata za paserstwo, współpracę ze zbójnikami, kradzież, stręczycielstwo lub zabójstwo. Wtenczas kat lądował w sądzie a potem trafiał na szafot…